W hospicjum prenatalnym nikt mnie nie namawiał: ani na rodzenie, ani na zakończenie ciąży. Pomyślałam, że może nawet te kilka sekund, minut, kiedy zobaczymy się z córką, da nam szczęście
W hospicjum najpierw jest cotygodniowa msza, potem odprawa. Każdy po kolei mówi, do kogo dziś jedzie, raz-raz, wszystko jest jasne w kilka minut. Potem wszyscy rozbiegają się do hospicyjnych samochodów i ruszają do domów rodziców oraz dzieci: pielęgniarki, lekarze, rehabilitanci i psychologowie. W samochodach są ciastka i cukierki, zostawili je pracownicy, którzy jechali dzień wcześniej, dzięki temu każdy może w biegu coś zjeść. Bo czasu ciągle brakuje.
Pracownicy, od opiekunów po panie sprzątające i gotujące, w biegu opowiadają mi skrawki historii. – Moja córka była pod opieką hospicjum, odeszła, a ja tu zostałam – mówi pani Alicja, kucharka.
http://wyborcza.pl/duzyformat/7,127290,20868346,hospicjum-prenatalne-dla-dzieci-ktore-sa-tylko-przez-chwile.html
Czytaj dalej...